WARZYWO PRZECIW NATARCZYWEMU KOMENTATOROWI
Wakacje zbliżały się wielkimi krokami. Odpoczywałam na hamaku rozpiętym pomiędzy drzewami, zatopiona w lekturze. Kątem oka dostrzegłam przyjaciółkę Sofii zza płotu, jak maszeruje przez moją posesję z jakimś workiem, z którego wystawało „coś”. W okularach do czytania, bez tych do dali trudno mi było zidentyfikować obiekt w worku z tak zwanego nieostrego patrzenia. Minęła mnie z dużym przyspieszeniem i zanim zdążyłam coś powiedzieć była już na tarasie i zawołała w moim kierunku: - „Wygramol się z tej huśtawki i chodź!”Zrobiłam, co kazała. Weszłyśmy do salonu. Sofii spoczęła na sofie i rzuciła obok siebie worek z gigantycznym porem w środku. Nie przypominałam sobie, żebym zgłaszała jej jakikolwiek deficyt warzyw. Widząc moje zdumienie, wyjęła warzywo pokaźnych rozmiarów i wręczyła mi je ze słowami:- „Póki co tylko trzymaj!” Nie zdążyłam dopytać o szczegóły. Ubiegła mnie swoją przyznam, dość oryginalną opowieścią o tym, czego ostatnio dziwnie często zaczęła doświadczać. Zeznała, że żyje na zakładkę, robi jakieś myślowe pętelki, nie pamięta, że już o tym mówiła, a na zebraniach ze swoimi pracownikami powtarzaten sam temat i kilkakrotniekupuje te same czasopisma. Nie pamięta tego, co przeczytała i ma wrażenie, że w głowie ma jakiś niezrozumiały mętlik i wiążące się z tym poważne obawy, co do jej stanu zdrowia psychicznego. Wysłuchałam w skupieniu relacji, kontemplując jednocześnie powód trzymania korzenia pora w doni i szukając powodu, dla którego to robię. Uznałam, że przyczynątakich objawów może być niezidentyfikowanejeszcze podłoże somatyczne, lub stres. Jaki by nie był powód, tego o czym opowiadała, to i tak nie wyjaśniał przymuszenia mnie do opieki nad rosołową rośliną. Musiałam najpierw to ustalić, więc zapytałam:- „A po co mam trzymać tę zieleninę? Ona odgrywa jakąś rolę?” Kiedy Sofii wyjaśniła mi po co ją przyniosła, popadłam w lekkie osłupienie. Otóż ona będzie mi o czymś opowiadać, a ja będę słuchać, mogę przerywać pytaniami, ale nie jest to konieczne. Ważne żebym słuchała. Potem się napijemy herbaty i ja będę mogła się jej zrewanżować swoją opowieścią na dowolny temat. Potem ona znowu zacznie o czymś mówić, a ja mam być czujna i kontrolować, czy się nie powtarza. Jak tylko zacznie mówić o tym, co opowiadała przed chwilą mam nie przerywać słowami, tylko machać znacząco warzywem, co będzie świadczyło, że dopuściła się powielenia informacji. Bardzo mnie interesowało skąd wzięła pomysł na taką sygnalizację, ale nie zapytałam. Zaczęła opowiadać o pracy w sposób składny, poprawny, nie miałam zastrzeżeń. Zadzwonił mój telefon. Odebrałam i poprosiłam o kontakt później, bo jestem zajęta. Trwało to może 10 sekund. Czekałam aż Sofii podejmie niespodziewanie przerwany temat, ale patrzyła na mnie wyczekująco, jakby oczekując pomocy. Zanim się odezwałam, uderzyła dłonią wsofę i powiedziała: - „ A o czym ja mówiłam? No widzisz? Kompletnie nie pamiętam!” Powiedziałam, że to się często zdarza, szczególnie wtedy, gdy nagłe bodźce z zewnątrz nas rozpraszają. I zachęciłam do kontynuacji tego, co dzieje się w biurze projektów. Jednak nie podjęła tematu od momentu, w którym go przerwała. Wróciła do opowieści o sytuacji w biurze, ale do nowego wątku. Przy czym bacznie obserwowała mojądłoń z porem. Więc dyskretnie próbowałam usunąć warzywo z jej pola widzenia i schować go za plecami, zachowując pełną gotowość do pomachania nim, gdyby zaszła taka potrzeba. Sofii nie mając pora przed oczami, mówiła w sposób nieco bardziej chaotyczny, robiła pauzy w wypowiedzi, jakby szukała odpowiedniego słowa. Wyciągnęłam dłoń zza pleców, to ją uspokoiło. Poprawiła swoją wypowiedź i pozbyła się pauz. Słuchałam jeszcze kilkanaście minut, obserwując jej mimikę i zachowanie. Nie zauważyłam niczego niepokojącego, więc postanowiłam przerwać jej monolog, żeby coś wtrącić. Nieopatrznie zamachałam porem przed jej oczami, co momentalnie wywołało jej irytację. -”A jednak coś powtarzam! Co teraz powtórzyłam? No co?” Nie byłam w stanie jej wytłumaczyć, że przypadkowo użyłam warzywa, bo chciałam tylko coś wtrącić do jej wypowiedzi. Nie uwierzyła, obwiniając mnie o zatajanie przed nią prawdy. Nie mogłam jej uspokoić. Im bardziej przekonywałam ją, że niczego nie powtarzała, tym bardziej wpadała w złość. Ostatecznie cisnęłam warzywo na podłogę, złożyłam dłonie jak do modlitwy i powiedziałam: - „Wszystko w porządku, uspokój się!” Jakoś poskutkowało. Uspokoiła się, patrzyła w bok. Milczała. Obie pozostałyśmy w takiej ciszy. Nie wydawało mi się, aby przyczyną był jakiś problem somatyczny. Jej stan psychiczny bardziej wskazywał na stres, w którym musiała być już od jakiegoś czasu. Przyczyna, która go wywołała musiała bezustannie tkwić w jej świadomości, co nakładało się na bieżącą aktywność umysłu, co z kolei powodowało brak koncentracji nad tym w czym uczestniczyła i co robiła tu i teraz.Aktywność w czasie rzeczywistym wymaga skupienia. Jeśli jest przerywana innymi rozważaniami, w sieci neuronalne wkrada się brak spójności, brak adekwatności w stosunku do bieżących czynności. Efektem tego jest chaos, którego doświadczała. Kiedy popatrzyła na mnie z pewną rezygnacją, powiedziałam: - „Masz w głowie prywatnego komentatora, który powoduje spięcia w neuronach, podobne do burzy z piorunami. Musisz nauczyć się rozpoznawać te momenty, w których on wkracza do akcji. Maksymalnie ograniczyć spustoszenie, które czyni, aby go ostatecznie odinstalować. Nie rozwiązałaś jakiejś sytuacji, która cię trapi,więc wciąż pozostajesz pod jej wpływem. Brakuje ci już cierpliwości, nadziei na zmianę, co z kolei nie pozwala na wypoczynek i nawet chwilową izolację od problemu. Nie opowiedziałaś mi o nim, tylko zgłosiłaś sam jego skutek. Skoro skutek przysparza takie kłopoty, to trzeba go spacyfikować. Sam problem dobrze by było rozwiązywać równocześnie, albo go zaakceptować, skoro nie da się od niego uwolnić dostępnymi metodami. Musisz się na coś zdecydować. Jeśli tego nie zrobisz, to fakt wymachiwania warzywem, w przypadku nieadekwatnej wypowiedzi niczego nie zmieni. Nic ci po tym, że będziesz wiedziała, że to powtarzasz, tego nie pamiętasz, a tego nie rozumiesz. Odinstalowanie tego wewnętrznego głosu, który nazwałamprywatnym komentatorempolega na sprytnym uśpieniu jego czujności. Inaczej mówiąc, trzeba go wysłać na długie wakacje. Jeśli go na nie nie odeślesz, to pozostaniesz w syndromie AUTONEUROKATA”. Chciałam kontynuować wypowiedź, ale Sofii mi przerwała: - „Ty chyba żartujesz! Przecież go nie odkręcę śrubokrętem, nie zapakuję do walizki i nie wywiozę na wysypisko śmieci?” - „A dlaczego nie? -kontynuowałam. -”Wysypisko śmieci, to idealne miejsce na wszystko, co zostało uznane za bezużyteczne. Jeśli się na to, co rychlej nie zdecydujesz, to pozwolisz mózgowi, żeby sam kombinował, ile czasu będzie cię każdego dnia unieszczęśliwiał! I będzie to robił tak długo, jak długo mu pozwolisz. I gwarantujęci, że bez wyraźnego nakazu sam nie przestanie. To mu pasuje, bo nie musi rozwiązywać żadnych zadań, uczyć się czegoś nowego, poznawać, tylko młóci i żongluje myśleniem o kłopotach. A ty nie spieszysz z żadną karą, albo chociaż tylko z upomnieniem, że tak robić nie powinien, bo to ci zabiera radość życia! Sama widzisz, zamiast zająć się jego totalną pacyfikacją, to wpadasz do mnie z warzywem, oczekujesz moich nim wymachów, a on pozostaje w zachwycie, że ma za darmo i bez wysiłku niezłe przedstawienie w naszej obsadzie.” Sofii przerwała mi pytaniem: - „Ale jak to zrobić, to wcale nie jest takie proste?” Uznałam, że nie zapytam przyjaciółki, co ją trapi, bo skoro o tym nie mówi, to niech tak pozostanie. Nie ma powodu, aby przywoływać sytuację, która prawdopodobnie nie ulegnie szybko zmianie. Skupiłam się tylko na przekierowaniu jej uwagi na inne obszary, niż te w których tkwiła. Życie wielokrotnie zaskakuje nas trudnościami. Czasem udaje nam się je dość szybko rozwiązać, ale czasem są takie, które nie poddają się się żadnym próbom. Należy więczacząć od ustalenia, czy rodzaj sytuacji trudnej podda się naszej interwencji, czy będzie trwać bez względu na to, co zrobimy. Jeżeli niczego już nie możemy zrobić, to musimy zahibernować naszą aktywność. Jednym z najbardziej skutecznych sposobów jest oddanie tego Panu Bogu, z hasłem: Panie Jezu, Ty się tym zajmij!Potrzebna jest jednak głęboka wiara i ufność, że tak się właśnie stanie. Jeśli nie bardzo umiemy korzystać z tej możliwości, to możemy spróbować podjąć „negocjacje z naszym problemem”, aby nie dopuścić do jego ustawicznego odtwarzaniasię w naszych myślach. Im bowiem dłużej trwajego powtarzanie, pojawiają się dwie dość niebezpieczne zmienne. Jedną z nich jest idealizacja naszej niemocy, objawiająca się między innymi przygnębieniem, żalem, poczuciem krzywdy, a drugą jest naruszeniesystemu wartości, przekształcających się najczęściej w gniew, złość i nienawiść. Każda z tych zmiennych może wystąpić oddzielnie, ale często występują naprzemiennie lub równocześnie. Żeby zapobiec ich występowaniu i uprzykrzaniu nam życiamożemy sporządzić krótką notatkę. Na przykład następującej treści:Problem( możemy go nazwać, ale nie jest to konieczne), który mi towarzyszy, nie dzieje się tu i teraz. Im częściej wracają do niego moje myśli, tym bardziej staje się zniekształcony, jadowity i bezsensowny. Więc nie chcę poświęcać mu więcej czasu. Jestem bardzo wdzięczna za fakt, że to zauważyłam. Nie pozwolę jednak, aby towarzyszyły mi z jego powodu urazy, smutek i wahania nastroju. Moje życie wypełnia radość, zadowolenie i poczucie przydatności innym. I na tym się teraz koncentruję, gdziekolwiek jestem i cokolwiek robię. Podyktowałam taką treść Sofii. Zapisała bez entuzjazmu. Podziękowała za rozmowę. Zabrała worek bez warzywa i poszła do siebie. Pozostawiony por wylądował w pojemniku z innym warzywami, spełnił swoją wyjątkową misję. Wróciłam do lektury. Po około dwóch godzinach otrzymałam esemesa o następującej treści: -” Sprawdź proszę maila”. Uczyniłam to bezzwłocznie. W treści maila nie było niczego, ale załącznik był fantastyczny. Na tle górskiego letniego pejzażu wypisana była cała treść notatki z podpisem: „ Panie Boże! Proszę, daj mi siłę i niech się spełni wola Twoja! Sofii, czerwiec 2023 rok”.
Sławomira Anna Gruszewska